Oto pełen banału komentarz wyrażający rzekomą troskę męża stanu o los Ukrainy i zdjęcie. Pochmurna, zamyślona twarz polityka odbijająca się w służącej za lustro tafli okna wagonu kolejowego, za którym to oknem czai się mrok. Z Ukrainy doszły też wraz z wyszydzeniem fotografie luksusowych domostw ukraińskich politycznych oligarchów. No i pal sześć galeon i niedźwiedzie, ale ileż było śmichów chichów z rzekomego kibla eksprezydenta Janukowycza. Na tym tle fotografia wyrażająca zwykły zachwyt robotnika, który trafił do tak luksusowego miejsca, że są tam nawet złote sracze, jest, powiedziałbym, pełna niezamierzonej zapewne skromności. Bo przecież Lech Wałęsa, którego tak poruszył łazienkowy przepych arabskich emiratów, także przecież lubi sobie pogwiazdorzyć. I w tym kontekście przypomniał mi się pewien dowcip, bardzo już sędziwy... Pewnego razu pan Stanisław trafił na bezlitosną popijawę do pana Kazimierza, gdzie podobnie jak i wielu innych biesiadników upił się okrutnie. Wrócił do domu, spał pół dnia, a żona jego Helena bardzo była zła, że ma męża opoja. No i on jej zaczyna najpierw tłumaczyć, że to kolega i tak dalej, ale ta pomstuje na Kazimierza, że pijus i łajdak i męża jej bałamuci, na to starym sposobem pan Stanisław dołączył do pomstowania i postanowił opowiedzieć coś, co rzuciłoby nieco światła na osądzaną pijatykę, mówi zatem: A Ty wiesz Hela, jaki ten Kazik jest niesłychanie bogaty? On nawet ma sedes ze złota . Ze złota? - zdziwiła się Pani Helena. Ano ze złota, wiem, bo sam widziałem... Kilka dni później spotyka pan Stanisław pana Kazimierza na ulicy i gadają, a pan Kazimierz mówi: Wiesz Stasiu, nie będę już sprowadzał tych wszystkich znajomków z podwórza do domu, bo wyobraź sobie, że ludzie to już zupełnie kultury w sobie nie mają. A co to się stało? Wyobraź sobie, że jak żeśmy ostatnim razem przysiedli na wódeczce, to któryś z tych łachmytów, co z nami pili, nasrał mi do trąby, którą trzymam w szafie. Wszystkim upijającym się władzą i karierą życzę, w ramach Wielkiego Postu, by potrafili jednak odróżniać trąbę od sedesu.