W swoim ostatnim artykule mocno skrytykowałem postawę władz Warszawy za skandaliczne odwlekanie wyborczej obietnicy, która nie wynikałaby z politycznej korzyści, a z szacunku wobec zmarłego byłego prezydenta Polski Lecha Kaczyńskiego. Chodzi tu oczywiście o rozwiązanie kwestii nadania patronatu jednej z warszawskich ulic Lechowi Kaczyńskiego. Po skrytykowaniu władz Warszawy, przyszła do mnie refleksja, by oprócz krytyki samemu zaproponować rozwiązanie, które mogłoby teoretycznie zadowolić wszystkie ze stron. Po chwili głębszego namysłu rozwiązanie pojawiło się, jest proste i niezbyt skomplikowane. Dlaczego nie można by nazwać imieniem Lecha Kaczyńskiego odcinka obecnej ulicy Mickiewicza, znajdującej się między skrzyżowaniem Potockiej i Mickiewicza a placem Wilsona. Ulica ta byłaby reprezentatywna, w miarę duża, nie znajdowałaby się na w jakimś małym uboczu i przede wszystkim byłaby związana z życiem patrona nowej ulicy. Myślę również, że przedstawiciele obecnej władzy nie mieliby zbytnio argumentów do protestów, co do tej lokalizacji. Niestety obawiam się, że ta propozycja ma jeden i to znaczący mankament, nie zostanie zrealizowana, ponieważ mogłaby w końcu zakończyć ten spór polityczny, który jest częścią paliwa dla obu stron konfliktu politycznego, który obecnie dzieli nasze społeczeństwo. Wymagałoby również od naszej klasy politycznej, wyzbycia się swoich uprzedzeń oraz wyjścia ponad polityczne okopy i wzajemnego zrozumienia. Miejmy nadzieję, że jednak kiedyś ten moment nastąpi. Ulica Lecha Kaczyńskiego powinna być w Warszawie i to najlepiej na Żoliborzu. [middle1] CZYTAJ RÓWNIEŻ: Zobacz także: Burmistrz Żoliborza nie odśnieża i kto mu coś zrobi? Zobacz także: Dwoje na jednego - czyli wywiad z burmistrzami dzielnicy Zobacz także: Budżet Obywatelski - czas wybudować tężnię Zobacz także: Kanałek na Kępie Potockiej - natura zorganizowała nam wielkie lodowisko