Tymi słowami nucąc Budkę Suflera mógłby zacząć swoją wypowiedź każdy z prelegentów tego wieczoru. FuckUp Nights, bo o tym mowa jest cykliczną okazją do zapoznania się z nieudanymi projektami wielu polskich przedsiębiorców. Pomysł powstał w Meksyku w 2012 roku, na Żoliborzu odbyło się już 11. takich spotkań. Ideą jest możliwość wysłuchania porażek biznesowych, z których powinniśmy czerpać wiedzę. Nic przecież bardziej nie pomaga jak nauka na błędach własnych i cudzych. Z takim właśnie przesłaniem wybierałam się na moje pierwsze spotkanie w kawiarni Wilson, która od samego początku gości królów fuckupów. Oczekiwałam listy błędów oraz rozwiązań, które zaraz po wysłuchaniu będę mogła wdrożyć we własnych projektach. Nic bardziej mylnego. Zamiast złotych porad zostałam zmotywowana do popełniania kolejnych błędów. Wspólną cechą czterech prelegentów z bardzo różnych branż było traktowanie każdej swojej porażki jako nagrody, możliwości do robienia jeszcze lepszych rzeczy. Każdy podsumowując swoje historie zachęcał słuchaczy do popełniania jak największej ilości własnych błędów, aby szybko stać się bogatszym o doświadczenie i być gotowym na nowe wyzwania. Rekordzistą tego wieczoru był Grzegorz Błażewicz, który przedstawił kilkanaście swoich nieudanych konceptów. Zapewniał, że jego aktualny projekt jest ciężko wypracowanym sukcesem. Na jak długo, nie wiem. Wiem tyle, że jego oswojenie z niepowodzeniami pozwala wdrażać coraz to odważniejsze pomysły. Na tuzin fuckupów musi się przecież udać chociaż jedna inicjatywa. Spotkanie okazało się terapią dla gorzkiego smaku porażki, która dzięki takim historiom zmienia się w kolejne małe zwycięstwo. Zachęcam przedsiębiorców, aby w miłej atmosferze, z dawką dystansu i humoru, przy pysznej herbacie zauważyli, że nie ma sukcesu bez porażki. W imieniu inicjatora Jarosława Łojewskiego zapraszam na kolejne spotkanie FuckUp Nights Warszawa, które odbędzie się 11.02.2016 w kawiarni Wilson (ul.Felińskiego 37), wstęp darmowy. Katarzyna Marciniak
