Z początkiem czerwca w Parku Żeromskiego pojawił się nowy byt gastronomiczny - Nowa Prochownia. Wpadłem do parku zerknąć, jak wygląda nowy lokal i podzielę się w tym miejscu moimi spostrzeżeniami. Na początek wspomnę, że nie byłem zwolennikiem Prochowni, która znajdowała się w tym miejscu przez ostatnie dziewięć lat. Nie mniej o nieboszczykach mówi się albo dobrze, albo wcale stąd wstrzymam się od wyrażania opinii o poprzednim lokalu. Sama nazwa Nowa Prochownia oznacza porażkę na starcie. Nawiązanie w nazwie do starego miejsca było przysłowiowym strzałem w stopę, zapewniając nowemu właścicielowi lokalu kulawe wejście na rynek. Jak się okazuje za nazwę lokalu, odpowiedzialny jest właściciel lokalu, jakim jest Zarząd Zieleni* o czym, można dowiedzieć się, przeglądając jeden z portali społecznościowych. [middle1] Nie wiem, ile jest w tym prawdy, ale postaram się to wyjaśnić. * Na pierwszy rzut oka ogródek wygląda słabo i nie zachęca, nawet aby zapoznać się z ofertą, o czym wspomnę w dalszej części artykułu. Stoliki i ławy wykonane są ze starych palet co może i było fajnym pomysłem trzydzieści lat temu, natomiast teraz jest to co najwyżej zwykły obciach i totalny brak gustu. Oświetlenie nad paletami wygląda toczka w toczkę, jakby było przejęte po poprzednim właścicielu. Na większości leżaków znajdują się reklamy, głównie alkoholi, których nie powinno być w tym miejscu.. Warto wspomnieć, że na leżakach poprzedniego lokalu nie było żadnych reklam, tylko zrobione w dobrym guście logo Prochowni. Palety razem z leżakami wyglądają bardzo słabo i na pewno nie są ozdobą tego pięknego miejsca, jakim jest Park Żeromskiego a wręcz odwrotnie. Ceny w takim miejscu powinny być umiarkowanie niskie jednak za butelkę popularnej wody mineralnej „Kropla bez kitu”, trzeba zapłacić dziewięć złotych. Warto dodać, że o szklankach możemy zapomnieć a napoje, podawane są w tak zwanych plastikach. Jednym słowem jest bardzo drogo a oprawa kiepska. Całość przypomina nieco, sytuację na Marsie gdzie nie ma po prostu atmosfery. Ta ostatnia jest niezbędna do organizowania wydarzeń artystycznych i kulturalnych, jakie są w zapowiedziach działalności lokalu. W takiej oprawie raczej trudno mówić o kulturze i sztuce. Całość wyglądem przypomina sezonowy nadmorski ogródek piwny z wczesnych lat dziewięćdziesiątych, a jedyne co się udało to połączenie gastronomii z astronomią w postaci astronomicznych cen. Na koniec warto dodać, że zabytkowy budynek, w którym mieści się lokal, nigdy nie był prochownią a używana nazwa, była nazwą potoczną. W tym miejscu znajdował się schron artyleryjski a proch, trzymano w kazamatach pobliskiego głównego budynku fortu. *Zarząd Zieleni wyczerpująco odpowiedział na nurtujące mnie pytania a odpowiedzi opublikuję na portalu w poniedziałek. Czytaj również: Zobacz także: Slumsy w Parku Żeromskiego Zobacz także: Slumsy na ulicy Śmiałej Zobacz także: Slumsy na Żoliborzu przy ulicy Mickiewicza Zobacz także: Marymont Potok i slamsy Zobacz także: Żoliborz zamienia się w dzielnicę slumsów