Niegdyś, na rogu ul. Bohomolca i Mickiewicza był trawnik, właściwie całkowity nieużytek, do którego wszelako okoliczni mieszkańcy byli przywiązani. Można na nim było urządzić kwietnik, postawić ławeczki, ale można byłoby usytuować tam, w ciągu mieszkalnym, pawilon handlowy, lub nawet postawić nieduży wielorodzinny budynek, bo przecież mieszkań brakuje. Jednak sprzedano ten teren, wzięto beztrosko pieniądze w poczuciu spełnionego obowiązku zagospodarowania nieużytku bez kłopotu, a z zyskiem. Minęło już sporo lat od wybudowania tam czegoś, co przypomina biurowiec. Ogłoszenie „do wynajęcia” wywieszone na budynku latami, zdążyło zasymilować się z otaczającym krajobrazem. Kiedy sprzedawano ten skrawek, było jeszcze na Żoliborzu sporo terenów do wielorakiego zagospodarowania i nikt, jak to zwykle u nas bywa, nie pomyślał, że w przyszłości tereny miejskie mogą być na wagę złota i że nie stać nas na taką niefrasobliwość. Nic tak mnie nie frustruje, jak pusty budynek, dający schronienie jedynie ochroniarzom. Skoro nikt żywy nie chce się tam zameldować, może wykupić ten obiekt na katakumby? Można by, nawiązując do patrona ulicy Franciszka Bohomolca i jego niedawno wystawionej na deskach Teatru Starego komedii „Pijacy”, usytuować w opuszczonym obiekcie luksusowy, żoliborski browar. Jak to mówią w moim zawodzie – kurdesz, nad kurdeszami!