W biedzie najgorsza jest niewola – totalny brak wyboru – zarówno dóbr materialnych, jak i sposobu życia. Człowiek biedny nie jest konsumentem – on jedynie zaspokaja swoje podstawowe potrzeby. Nie jest pełnoprawnym członkiem społeczności a jedynie jej peryferyjnym obserwatorem. Zadzwonił do mnie mieszkaniec Żoliborza skarżąc się na jakość jedzenia, jakie podopieczni OPS dostają w ramach pomocy żywnościowej w postaci obiadów na talony. Poszłam do Baru „Sady”, który wygrał przetarg na realizowanie tych usług na Żoliborzu, by posłuchać opinii innych mieszkańców stołujących się w tym barze. Wystrój baru jest niesamowity – może to już ostatni na Żoliborzu relikt PRL-u z epoki wczesnego Gierka. Mam wrażenie, że właściciele baru celowo dopieszczają właśnie ten, zabytkowy już design. Na ścianie wiszą dwa rodzaje menu: to większe i bogatsze - dla płatników w gotówce, to mniejsze i uboższe – dla abonamentowych. Łatwo odróżnić, gdzie siedzi gość abonamentowy, a gdzie gotówkowy. Zawartość talerzy po przestudiowaniu menu zdradza zasobność kieszeni. Zapytałam się trzech gości Baru, czy są zadowoleni z jakości serwowanych im posiłków i od trzech osób usłyszałam opinię pozytywną Wszystkie zapytane przeze mnie osoby już od paru lat stołowały się w tym miejscu. Na moją uwagę o tym, że mieszkańcy skarżą się na jakość posiłków, jedna z pań odpowiedziała, że to pewnie ci, co za darmo chcieliby mieć frykasy, a za darmo, można dostać przecież tylko to i trzeba być zadowolonym, że można się pożywić. Wszystko byłoby może w najlepszym porządku, gdyby nie parę faktów: te dwa menu jakoś kiepsko wyglądają, jak również łatwa możliwość odróżnienia po zawartości talerzy klientów abonamentowych i tych, którzy płacą. Jesteśmy właściwie przyzwyczajeni do podziałów wg zawartości portfela i radzenia sobie z tym faktem w sposób różny, czasem groteskowy, jak ten w wykonaniu pewnego posła, który wykupił bilety w samolotowej klasie niższej, a trzymał płaszcze w sąsiadującej klasie wyższej. Ta farsa jednak nie boli, może co najwyżej zniesmaczyć. Natomiast widok spożywających obiad przy sąsiadujących stolikach osób, z których jeden ma pełną dostępność do całego menu baru, a drugi może jedynie zaspokoić swój głód daniami bez wyboru jest przykry i bolesny. Nasza rzeczywistość ostatnio upomina się o porównania z czasów totalitarnych, w czym celują np. sędziowie, więc nie zawaham się powiedzieć, iż takie rozwiązanie to czyste getto obiadowe. Bo talon opiewa na konkretną kwotę, za którą klient mógłby sobie zakupić każde dane z baru – na droższe mógłby spożytkować dwa talony. MIAŁBY WYBÓR, który dawałby mu poczucie bycia pełnoprawnym członkiem społeczności, a nie tym wyodrębnionym na innej karcie menu; Pani, która zadeklarowała swoją akceptację tego stanu rzeczy budzi jednocześnie mój podziw faktem tak doskonałego i pokornego przystosowania się do swoich możliwości finansowych, a z drugiej strony, gdy pomyślę sobie, że to najprawdopodobniej emerytka lub rencistka, która przepracowała ok. 30 lat i w naszym systemie emerytalnym znalazła się w takim właśnie getcie obiadowym, którym państwo rekompensuje obywatelom finansowy, polski koszmar emerycki, nie znajduję żadnych argumentów za funkcjonowaniem takich rozwiązań. Żeby znieść naszą rzeczywistość trzeba wyzuć się, przynajmniej w części, z wrażliwości – jak twierdzą niektórzy – i jest to najwyraźniej najczęściej stosowany sposób na przetrwanie, na życie w ogóle. Może dlatego efekty naszej polityki społecznej są takie, nie inne. Ale mam pomysł, włączmy z powrotem wrażliwość. Może trochę zaboli, ale skutki mogą nas samych zaskoczyć.