Najpierw przykład, który ma zobrazować absurdalność sytuacji żoliborskiego samorządu. Otóż załóżmy, że czytelnik zakłada biznes polegający na prowadzeniu restauracji. Po długich negocjacjach wynajmuje lokal od właściciela. Warunki wynajmu są na granicy zdrowego rozsądku, ale jak to mówią „raz mat rodyła”. Po jakimś czasie jakiś przedstawiciel właściciela ( który nawet nie wiadomo czy ma jego pełnomocnictwa) przychodzi i zaczyna się mądrzyć i wydziwiać. A to, że kotletów z dzika nie ma w karcie, a to, że kelnerka ma krzywe nogi, a w ogóle to w restauracji jest zimno. Nasz czytelnik jest osobą powściągliwą i dobrze wychowaną w związku z tym częstuje gościa kawą, wysłuchuje cierpliwie tyrad, a na końcu żegna się uprzejmie. Wraca do domu i opowiada żonie, jakie miał dzisiaj dziwne i zabawne zdarzenie. Mniej więcej tak można streścić rzeczywistość, jaka zapanowała na ostatniej komisji „kultury”. Ten cudzysłów używam, aby zaakcentować nie tylko absurdalność całego wydarzenia, ale również jego poziom, który z kulturą miał w pewnych momentach niewiele wspólnego. Komisja gościła w Forcie Sokolnickiego, który z woli miasta stołecznego Warszawy, dzierżawi prywatne konsorcjum. Jak wynika z relacji uczestników tego spotkania pytania radnych dotyczyły programu kulturalnego realizowanego w Forcie oraz stanu technicznego budynku. Niektóre panie radne były szczerze wzburzone, że w Forcie mało się dzieje, a przecież w konkursie na dzierżawcę Fortu, konsorcjum obiecywało „Bóg wie, co”. Radni zaniepokoili się również pogarszającym stanem technicznym budynku. Pani reprezentująca najemcę grzecznie tego wszystkiego wysłuchała i komisja się odbyła. Mówiąc brutalnie diety wzięli i poszli. A fakty są takie, że warunki, na jakich podpisano umowę nie dają ŻADNYCH, powtarzam to już wielokrotnie ŻADNYCH szans na to, aby konsorcjum realizowało tam ambitny program kulturalny oraz żeby utrzymywało budynek w stanie niepogorszonym. Musze przyznać, że jak na to, w jakich warunkach przychodzi działać paniom z Żoliborskiego Centrum Sztuki Fort Sokolnickiego to i tak robią więcej niż można. Oczekiwanie, że prywatna spółka będzie prowadzić samorządową instytucję kultury bez dotacji, jest ewidentną niekompetencją zarówno radnych jak i zarządu dzielnicy. Niegrzeczne przesłuchiwanie „Bogu ducha winnej” szefowej Fortu jest obok niekompetencji również arogancją. Bezczelność niektórych radnych dla odmiany polega na tym, że w większości nie mając pojęcia, na czym polega przedsiębiorczość i prowadzenie firmy, usiłują zastraszyć osoby, którym przed chwilą podyktowały warunki najmu nie do spełnienia. Bezczelność, przebija również w tym, że ktoś w ogóle próbuje ingerować w skład rady programowej czy jakiejkolwiek innego ciała w prywatnej spółce. Mnie może ten skład się również nie podobać, ale jak będę chciał go zmienić to wezmę kredyt, porozmawiam z właścicielami i jak się uda to kupię konsorcjum Żoliborskie Centrum Sztuki Fort Sokolnickiego i szefową rady programowej zrobię na przykład moją żonę. Pora, aby ktoś to zrozumiał. Bo jak to zrozumie, to już blisko do konkluzji, że nasz żoliborski Fort, jeśli ma spełniać oczekiwania i aspiracje mieszkańców Żoliborza to powinien działać na zasadach samorządowej instytucji kultury, która otrzymuje dotację z samorządu, ma dyrektora mianowanego przez samorząd, w którym robi się to, co burmistrz i radni nakażą. Zabawa w Fort, jaką uprawia pan burmistrz i radni, o czym już też pisałem, skończy się długiem, wstydem i katastrofą. Żeby było jeszcze lepiej powtórzę jeszcze i to, że do zarzutów prokuratorskich, jakie będą miały miejsce w tej sprawie ( chodzi o bezprawne finansowanie prywatnej spółki) dojdzie jeszcze kwestia świadomej niegospodarności polegająca na tym, że nieodwracalnie zostaną zmarnowane nakłady na remont Fortu przy jednoczesnym braku szczególnej staranności w zarzadzaniu oraz utrzymywaniu obiektu zabytkowego o wysokim walorze historycznym. Nie sadzę, aby na ławie oskarżonych usiadły tylko przedstawicielki konsorcjum. Powiem więcej, bohaterami tej sprawy będą włodarze dzielnicy. Grzegorz Wysocki