Warszawskie referendum mamy za sobą. W referendum nie wzięła udział wymagana liczba wyborców. Frekwencja była niższa od wymaganej o dwa punkty procentowe. Hanna Gronkiewicz-Waltz utrzymała się na stanowisku. Jest to oczywiście wynik korzystny dla Hanny Gronkiewicz-Waltz i nie ma co udawać, że jest inaczej. Mimo formalnej przegranej referendum społeczna część szerokiej koalicji anty-HGW może również przyznawać się do swoistego sukcesu, który odniosła już przed datą głosowania. Przegrane zaś są właściwie wszystkie czynniki polityczne, zaangażowane w akcję referendalną. Hanna Gronkiewicz-Waltz utrzymała się na stanowisku. Wprawdzie głosowanie to przedłuża jej polityczne życie o rok raptem, ale nie jest przecież niemożliwe, by za rok wygrała wybory prezydenckie, a po ewentualnym odwołaniu w referendum byłaby być może komisarzem z nadania premiera, ale zarazem byłaby, jak to się mówi, politycznym trupem. Ale w tym świętowaniu jest, jak się uważnie przyjrzeć, mało powodów do radości, z uwagi na polityczne koszty dla Platformy Obywatelskiej, Bronisława Komorowskiego i Donalda Tuska. W okresie poprzedzającym referendum obóz rządzący stolicą podjął bardzo intensywną pracę propagandową oraz podejmował lub obiecał wiele decyzji korzystnych dla mieszkańców, np. obniżył opłaty za śmieci i komunikację miejską, chociaż podobno było to niemożliwe. W samej kampanii referendalnej zwolennicy HGW pokazywali zrealizowane w Mieście inwestycje. Rzecz w tym, że nikt tych inwestycji nie kwestionuje, a przeciwnicy pani prezydent nie tylko przypominają to, co nie zostało zrobione, ale przede wszystkim dostrzegają zmęczenie Warszawiaków tymi chronicznymi wykopkami, od których, ani nie wzrasta komfort, ani nie spadają koszty życia. Sama Hanna Gronkiewicz-Waltz omijała ten rzeczywisty kłopot Warszawiaków, postanowiła za to w swojej odezwie, którą wydrukowaliśmy w poprzednim numerze, skrajnie spersonalizować wybór referendalny: Pamiętajcie, jeśli Jarosław Kaczyński Was do czegoś namawia, to na pewno nie jest to dobre dla mnie . Może i tak, ale twierdzenie, że Miasto to ja , to jednak lekka przesada, a inny groteskowy slogan z tej odezwy będzie na pewno użyty przeciw HGW i Platformie w następnych wyborach, cytuję: Jeśli chcecie mi pomóc - zostańcie w domu. Warszawska Platforma Obywatelska od tej pory nie ma ruchu kadrowego, a co tu dużo gadać, mimo sukcesu w tym referendum w najbliższych wyborach mogłoby to mieć sens, by wystawić innego kandydata na Prezydenta Miasta niż nowowybrana liderka PO. Dla całej Platformy, referendum pokazało, że żeby utrzymać władzę, nie wystarczają jej już argumenty demokratyczne, ale potrzebuje ona używać instrumentów władzy. Niewypisywanie mandatów przez Straż Miejską, jeśli to prawda, że były takie wytyczne, to dość zabawny przejaw tego używania instrumentów władzy. Ale już weryfikowanie przez służby miejskie osób, które chciały się dopisać do listy wyborców można uznać za próbę zastraszania. Wprawdzie dość trudno sobie wyobrazić przeprowadzenie na masową skalę weryfikacji list obecności na głosowaniu i wyrzucenia z pracy niepokornych urzędników za uczestnictwo w referendum, niemniej w pewnym zakresie byłoby to przecież możliwe, a w Warszawie jest co najmniej kilkaset tysięcy wyborców, którzy są urzędnikami lub mają ich w rodzinie. Kwestię tę politycy Platformy starają się zbyć jako urojenie i wykręt tych, którzy po prostu przegrali, ale jak wytłumaczyć zapowiedź Donalda Tuska, że i tak Hanna Gronkiewicz-Waltz pozostanie władzą w mieście, niezależnie od wyniku referendum. Na zdrowy rozum taka bezczelna deklaracja powinna odbierać głosy. No chyba, żeby ją odczytać jako jasny komunikat, że i tak będziemy mieli pełnię władzy w Mieście i jak nie zagłosujecie, to pożałujecie. Nie mam innego wytłumaczenia tej skandalicznej wypowiedzi premiera. Gdy opisałem to jako faszystowski wdzięk, kilku czytelników wyraziło swoje nieparlamentarne oburzenie. Ale jak to inaczej nazwać? Czy mam zaakceptować, że polski premier grozi mieszkańcom miasta jak... jak kto właśnie? Proszę mi wytłumaczyć, co innego poza szantażem, miał na celu Donald Tusk? Wyborcy zapewne nie zapomną również Bronisławowi Komorowskiemu jego wezwań do bojkotu referendum. A tyle od pewnego czasu wkładał energii, by wejść w rolę Prezydenta wszystkich Polaków. A pokazał tylko tyle, że jest prezydentem swoich kolesi. Tak, Panie i Panowie z Platformy, stracicie na tym swoje sondażowe punkty, bo po prostu demokracja jest więcej warta niż wasze drogie garnitury! Cała menażeria partii i partyjek, opowiadających się za odwołaniem, ponieważ nie potrafiła się powstrzymać przed wzajemnymi tarciami i próbami promowania swoich kandydatów na następców HGW, może sobie w efekcie dalej o tym fantazjować i to chyba wystarczy do opisania tej przegranej. Dotyczy to również Piotra Guziała z Warszawskiej Wspólnoty Samorządowej, którego sztab wizerunkowy również nie zaniedbał okazji do zupełnie niestosownej w kontekście akcji referendalnej, osobistej promocji. Ale, jak napisałem na wstępie, mimo to właśnie jedynie społeczna część koalicji antygronkiewiczowej może czuć przynajmniej co nieco satysfakcji. Gdyż jest i taki skutek referendum, który pokazuje sens istnienia takiej niepartyjnej grupy w upolitycznionym od lat świecie warszawskiego samorządu. Otóż rządzący Miastem partyjni aktywiści, gdy przez ostatnie kilka miesięcy byli pod presją zwolenników referendum, zrobili więcej dla zwykłych mieszkańców, niż przez poprzednie kilka lat. Okazało się, że tyle można, choć przedtem było to niemożliwe i że można jednak, mimo natłoku spraw administracyjnych, inwestycyjnych i wszelkich innych, znaleźć czas i szacunek dla wyborców! Można was dyscyplinować, pani Waltz, panie Gliński, panie Kalisz, platformersi, pisowcy i palikociarze, czy jak się tam będzie nazywał nowy Prezydent Miasta i jego kompani do koryta. Bo kolejne referendum może się jednak udać. Zbigniew Duszewski redaktor naczelny