Absolutnie nie popieram pisania na murach choćby najbardziej rewolucyjnych haseł. Wręcz piętnuję takie zachowania niszczące cudzą własność. Niemniej, z drugiej strony, zastanawiam się, co powoduje aż tak wielką nienawiść, że ktoś zadaje sobie tyle trudu i naraża się na poważne konsekwencje, malując taki napis. Ulica Mierosławskiego jest mało uczęszczana i chyba chodzi o sąsiedzkie nieporozumienia, a zbieżność nazwisk jest zupełnie przypadkowa. Mogę się mylić, ale gdyby chodziło o nazwisko znane ze świata wielkiej polityki, to napis pojawiłby się w bardziej uczęszczanym miejscu.