Ten pomysł zrealizowany w ramach budżetu partycypacyjnego to koszmar komunikacyjny, zagrożenie dla życia rowerzystów i powód, by Zarząd Dzielnicy powołał żoliborski pluton egzekucyjny strzelający zgniłymi jajami w urzędników miejskich uzgadniających realizacje podobnych inwestycji. Przy próbach budowy mostu Krasińskiego, pluton będzie, jak znalazł. Ta ścieżka quasi rowerowa, biegnie jezdnią ulicy Krasińskiego, od pl. Wilsona do ul. Popiełuszki. Wyodrębniono ją na prawym pasie jezdni, wyrzucając ruch samochodowy na pas lewy poprzez umieszczenie na prawym pasie przy krawężniku kuriozalnych chodniczków, które pono są profesjonalnymi ogranicznikami ruchu. Po umieszczeniu tych chodniczków rozpoczęła się lawina wypadków. Kierowcy wjeżdżający w znany sobie teren i nie spodziewający się niespodzianek, napotykali na przeszkodę, która urywała im felgi, naruszała stabilność samochodu w różny sposób i powodowała poważne zagrożenie w ruchu drogowym. Obecnie, wspomniany chodniczek został oznakowany, jak na zdjęciu nr1, znakiem dziwnym, niespotykanym w systemie znaków drogowych, najwyraźniej nakazującym kierowcom uciekać w lewo. Na jezdni pojawiły się czerwone pasy, a właściwie ich kawałki, co zapewne ma oznaczać występującą w tym miejscu ścieżkę rowerową. Cała ta konstrukcja, mająca na celu zminimalizowanie ilości wypadków w tym rejonie, jest zadziwiająca i budzi niepokój, bo na pierwszy rzut oka nie wiadomo o co chodzi, czy o roboty drogowe, trwające nieustannie, czy o cokolwiek innego. Owszem, znak mówiący o występowaniu w tym miejscu ścieżki rowerowej wisi na słupie, ale część żoliborskiej społeczności nie może w niego po prostu uwierzyć! Jeżeli już jadę na rowerze jezdnią, to trzymam się blisko krawężnika. Nie jestem wyczynowcem w kasku balansującym pomiędzy samochodami tylko zwykłą babą z zakupami, która bezpiecznie chce dojechać z punku a do punktu b. Tymczasem, wspomniany chodniczek – odbojnik zmusza mnie do zbliżenia się do samochodów jadących pasem sąsiednim, co już budzi mój lęk. Gdy zbliżam się do ul. Suzina (zdj. 2) mam następny kłopot. W tym miejscu nawet linie na jezdni są zatarte, bo nie wiadomo, jak ten ruch ma przebiegać. Wygląda bowiem na to, że przystanek autobusowy znajduje się przy ścieżce rowerowej i autobus musi przejechać rowerzyście przed nosem, by zakotwiczyć na swoim przystanku. Nie jestem specjalistą od ruchu, ale w przypadku tej ścieżki rowerowej mamy do czynienia z myśleniem socjopatycznym, które wytwarza aspołeczne i szkodliwe dla ludzi wokół, produkty. Tymczasem, środkiem Krasińskiego, wśród zieleni, biegnie sobie nieużywana, całkiem niewykorzystana ścieżka, która z powodzeniem mogła by być bezpieczną trasą do rowerów (zdj. 3) Na ostatniej sesji rady dzielnicy grupa mieszkańców ul. Krasińskiego złożyła list poparcia dla tej inwestycji, której wg nich naczelną zaletą jest spowolnienie ruchu na ul. Krasińskiego i spowodowanie zmniejszenia wypadkowości w tym rejonie. Ścieżka rowerowa nie może być lekarstwem na spowolnienie ruchu i nie może służyć niczemu innemu, niż bezpiecznemu przemieszczaniu się rowerzystów. Na Krasińskiego nie ma mowy o bezpieczeństwie dla rowerzystów. Na spowolnienie ruchu są inne metody, w których nie będzie się przedmiotowo wykorzystywać tak wrażliwego uczestnika ruchu, jakim jest rowerzysta. Poprosiłam o komentarz Pana Marcina Kozaczuka, byłego żoliborskiego radnego, wizjonera ścieżek rowerowych, który niegdyś sporządził plan ścieżek dla całego Żoliborza. - W pełni zgadzam się z opinią, że ścieżka zrealizowana w taki sposób jest nie tyle ułatwieniem, co utrudnieniem w ruchu - mówi Marcin Kozaczuk. - W dodatku jest przyczyną wielu zagrożeń w ruchu pieszych i pojazdów. Wynikają one ze złych rozwiązań komunikacyjnych. Ograniczenie jezdni ulicy Krasińskiego do jednego pasa ruchu dla samochodów i wydzielenie ścieżki z jezdni tym czymś, co ulepiono na asfalcie. jest niebezpieczne, bo zaskakuje kierowców. W dodatku pojazdy skręcające w prawo lub chcące zaparkować, przecinają oś jazdy roweru. Ścieżka niespodziewanie się kończy, co tworzy dodatkowy problem dla dalszej komunikacji rowerem. Tworzenie takich projektów tam, gdzie interesy jednych uczestników ruchu przeszkadzają innym powodując nerwy i zagrożenie, to niepotrzebnie wyrzucone pieniądze. Prędzej czy później ktoś to zmieni, mam nadzieje nie za przyczyną jakiejś ludzkiej tragedii. Szkoda, że powstała w kadencji 1998-2002 koncepcja dróg rowerowych inż. Andrzeja Zalewskiego nie doczekała się stopniowej realizacji. Uniknęlibyśmy podobnych nieporozumień i zaoszczędzili energię oraz pieniądze. Tworząc założenia dla tamtej koncepcji przewidywaliśmy wydzielanie ścieżek z jezdni wyłącznie w strefach ruchu uspokojonego i tylko tam, gdzie nie można je było przeprowadzić bezkolizyjnie. Jedno jest pewne. Zanim zacznie się sezon rowerowy, ten problem należy rozwiązać, bo chyba nikt nie chce mieć na sumieniu kogokolwiek, kto nadwyręży sobie zdrowie w tym komunikacyjnym bałaganie. Joanna Kania-Karmalska