10 grudnia, o godz. 1.30 nocą wybuchł pożar u zbiegu ulic Potockiej i Bieniewickiej. Ogień buchał aż poza 1 piętro budynku. Ktoś podpalił kontener na śmiecie gabarytowe, który stał w tym miejscu już od trzech tygodni i nie było chętnego do zabrania wypakowanego do granic niemożliwości śmietnika stojącego pod oknami mieszkańców okolicznych budynków. Kontener owszem, był przydatny. Skorzystała z niego przynajmniej połowa Żoliborza, dowożąc tam swoje śmiecie gabarytowe i nie tylko. Sam zapalić się nie mógł, bo śmiecie stały przez trzy tygodnie na deszczu i wilgoci. Zwykły niedopałek papierosa by sobie nie poradził z tak zawilgoconą materią. Kontener ktoś musiał podpalić. Być może chodziło o to, że jak się śmiecie spali, to znowu w kontenerze znajdzie się miejsce na nowe. Albo w końcu ktoś się zdenerwował, że np. mu pod oknami śmierdzi i zastosował protest obywatelski przeciwko polityce śmieciowej, której skutki obserwujemy od dawna. W moim zawodzie, zwłaszcza ci z krematorium mówią – nie ma ognia bez dymu, o czym mogli się tej nocy przekonać mieszkańcy Potockiej i Bieniewickiej. Nastroje społeczne obecnie są ogniste i zadymowe. Czekamy na dalszy rozwój wydarzeń. Grabarz