Wiesław „Krecik” Zienkiewicz urodził się w czerwcu 1934 roku, w rodzinie, która zawsze kierowała się dewizą „Bóg, Honor, Ojczyzna”. Wierność tej zasadzie sprawiła, że Roman Zienkiewicz, ojciec Wiesława został aresztowany przez Gestapo i zamordowany w niemieckim obozie koncentracyjnym w Buchenwaldzie, a mama Wiesława, Marianna była więziona i torturowana przez niemieckich oprawców na Pawiaku. [middle1] Kilkuletni Wiesław podzielił los tysięcy polskich dzieci, które w czasie II wojny światowej musiały radzić sobie same, gdyż ich najbliżsi, przelewający krew za Polskę w czynnej walce, w konspiracji i w partyzantce nie mogli już się nimi opiekować. Osieroceni i skazani na poniewierkę najmłodsi Polacy zdani byli na własną pomysłowość. Niezależnie czy sprawił to uśmiech czy szyderstwo losu, Wiesław Zienkiewicz przeżył niemiecką okupację w Polsce, w czasie której m.in.: został żywcem prawie pochowany w zbiorowej mogile rozstrzeliwanych cywilnych mieszkańców Warszawy, uszedł z niemieckiej obławy na partyzantów w podwarszawskich lasach, ukryty w krzakach nie dał się złapać podczas gdy Niemcy topili w bagnach żydowskie dzieci, uczestniczył w konspiracji, przenosił broń, żywność i meldunki. I jak wiele innych dzieci Stolicy w sierpniu’44 r. czynnie dołączył do Powstania Warszawskiego. Mały, drobny i bardzo chudy, należał do najmłodszych żołnierzy Warszawy. Kiedy stanął obok powstańca, opierającego o ziemię broń strzelecką, okazało się że jest niższy od karabinu. W zbudziło to ogólną wesołość. Śmiech trwał do chwili gdy chłopak wyznał, jak jego własny Ojciec mówił, że wszędzie się dostawanie bo jest mały i zwinny jak krecik. Od tego czasu wołano na niego „Krecik”. Przydomek ten przylgnął na stałe i bardzo pasował do niewielkiego chłopaka, który kanałami i wykopanymi rowami nosił broń, amunicję, żywność, butelki z benzyną i informacje z Marymontu do Twierdzy Zmartwychwstanek. Urodzony na ul. Czerwińskiej „Krecik” znał te okolice lepiej niż własną kieszeń. Wiedział gdzie znajdują się zaułki, piwnice i wnęki. Był obznajomiony z rowami, przekopami i barykadami. Umiał wykryć „gołębiarzy” i miał odwagę schodzić w kanały. Docierał do miejsc wydawałoby się niedostępnych. Chciał mieć swój udział w walce o Polskę i swoje rodzinne miasto. Sądził, że jak prawdziwy kret przedrze się pod ziemią do Niemieckich posterunków i wygna okupanta z całej Polski. Początkowo w dostarczaniu zaopatrzenia z okolic Szkoły Głównej Służby Pożarniczej do klasztoru Zmartwychwstanek, pomagała mu Anulka. Niewiele starsza od niego, jasnowłosa dziewczynka. Podobnie jak „Krecik”, wątła i mizerna. I podobnie jak Krecik, robiąca wszystko, co w jej mocy, by wesprzeć Powstanie i dostarczyć do szpitala, co tylko się da. Jeszcze w sierpniu trafiły ją niemieckie kule, tuż przy wejściu do kanału, w którym lada chwilę znalazłaby ocalenie. Krecik zdjął z niej cenne ładunki z aprowizacją i już sam czołgał się do barykady na Krasickiego 31. Do dziś zastanawia się jak to możliwe, że trafili właśnie ją a nie jego? I jak by wyglądało jej życie, gdyby strzelający do dzieci niemieccy żołnierze, noszący pasy z wygrawerowaną na sprzączkach dewizą Gott mit uns, mieli Boga w sercach? Kiedy w drugiej połowie sierpnia 1944 Szpital powstańczy został przeniesiony na ul. Krechowiecką nr.6 a klasztor Zmartwychwstanek pełnił już tylko funkcje obronne, Krecik, czołgając się, nosił zaopatrzenie dla żołnierzy zgrupowania AK Żyrafa , toczących nadal zaciekłe i krwawe walki na skrzyżowaniu ul. Krasińskiego i Popiełuszki (dawnej Stołecznej). To tam był właz do kanału, którym przebiegała komunikacja ze Starówką. Po zakończeniu Powstania Warszawskiego Krecik podążył za swymi dorosłymi towarzyszami walk o wolną Polskę. Walkę tę kontynuował, aż do czerwcowych wyborów w 1989 r. W okresie stalinizmu zaciskał zęby i narażał życie. Brał udział w zrywie Solidarności. W okresie stanu wojennego rozprowadzał nielegalną prasę. Uczestniczył w Mszach za Ojczyznę i w uroczystościach patriotyczno-narodowych. Brał udział w działalności i dyżurach Służb Informacyjnych przy kościele św. Stanisława Kostki. Współpracował z prałatem Boguckim, narażając życie dla Polonii na Litwie i Ukrainie. Należał do grupy chroniących Jana Pawła II-go podczas jego wizyt w Polsce. Za swoją działalność był represjonowany. Zwolniono go z pracy w Zakładach Kasprzaka na warszawskiej Woli. Dlatego musiał pójść na wcześniejszą emeryturę. Emeryturę, która zmusza go dziś do zastanowienia się w aptece, które z lekarstw może wykupić. Mimo to Wiesław „Krecik” Zienkiewicz czuje się szczęśliwy, bo doczekał się czasów, gdy Polska jest niepodległa, a on sam żył z godnością i nigdy nie sprzeniewierzył się dewizie swoich rodziców i dziadków: Bóg, Honor i Ojczyzna.