Bo na całym świecie ludzie, którzy: chcą zwiększyć osobistą skuteczność podejmowanych przez siebie działań w zakresie zaspokajania własnych potrzeb oraz rozwiązywania konfliktów, chcą skuteczniej radzić sobie z kryzysami życiowymi i pojawiającym się w ich wyniku stresem, chcą nauczyć się rozwiązywać w sposób konstruktywny swoją trudną sytuację osobistą oraz, pojawiające się problemy życiowe. płacą za to ciężkie pieniądze. Psychologom, coachom, trenerom, guru i innym szarlatanom. No chyba, że... No chyba że są z Warszawy, nie są abstynentami, ale za to są homoseksualistami. Czyli wystarczy, że zmienię ślubną na partnera i już witam się z gąską... A wszystko dlatego, że urząd miasta finansuje w całości program Akademia Dobrego Życia . Wszystko to w ramach groźnie brzmiących programów przeciwalkoholowych. Ale podane kryteria są, jakie są: homoseksualiści, pijący i z Warszawy. No cóż, już niedługo uważanie, że homoseksualizm nie jest zdrowy, może stać się karalne. Innymi słowy ten terapeutyczny program, to usługa skierowana do osób zdrowych. Hojna nasza Bufetowa... Program, za który jedni zdrowi ludzie zapłaciliby kupę pieniędzy, inni zdrowi ludzie dostają za darmo. Ale hojność ratusza nie tyczy się tylko osobników jak wyżej, bo to są w końcu jakieś marginalne wydatki, problem polega na tym, że miasto w ramach wydatków pozarządowych finansuje dosłownie wszystko. To się odbywa gdzieś na peryferiach, a tymczasem w sercu naszej dzielnicy, mamy inną darmową ofertę prozdrowotną dla ludzi zdrowych. Np. fundacja Trzy Kroki współfinansowana przez Miasto oferuje darmowe zajęcia biegowe i nordic walking. Dla kogo, ano dla wszystkich chętnych, jak się uważnie wczytać. To wspaniale, można by powiedzieć. Tylko znowu, dlaczego z publicznych pieniędzy? Oczywiście, zdrowie obywateli to poważna sprawa, rzecz w tym, że wielu z nich też tak uważa i troszczy się o swoje zdrowie, wydając na to spore pieniądze, np. na pracę z niefinansowanym przez Miasto trenerem nordic walking, który np. dobierze odpowiednio długie kije, które trzeba jednak kupić i zorganizuje trening. Ale przecież tylko kretyn mu zapłaci, skoro ma do wyboru zajęcia darmowe z pieniędzy publicznych. Powiecie, że zatrudnione przez fundację trenerki mają pracę. Faktycznie - mają, ale płaci się im z naszych podatków. A ktoś inny tych podatków nie zapłaci, bo przy nieuczciwej miejskiej konkurencji nie zarobi. Na Żoliborzu można pójść na spacer turystyczno-krajoznawczy z przewodnikiem, który bierze za to co łaska . Ale co łaska też się może skończyć, bo analogiczne spacery (już bez łaski ) są organizowane pod patronatem burmistrza dzielnicy. Zresztą podobnie jest w innych dzielnicach. Wszędzie przewodnicy finansowani z miejskiego rozdawnictwa konkurują z uczciwie zarabiającymi ludźmi. Trudno znaleźć dziedzinę, gdzie miasto nie wydaje pieniędzy - nawet graffiti w Warszawie maluje się za nasze pieniądze. Ale nie ma tego złego, co by na dobre nie wyszło. Pamiętamy wszyscy śpiewaną od dziesięcioleci piosenkę: Trzeba łysych pokryć papą, lecz funduszy brak nam na to . Śpiewa się ją, bo i rzeczywiście nigdy nie było na to pieniędzy. Ale skoro w Warszawie można z budżetu wyciągnąć na wszystko, to może wreszcie zaspokoi się i tę nabrzmiałą potrzebę. W tym przypadku, liczymy na patronat i wsparcie burmistrza Żoliborza, pana Krzysztofa Bugli. W końcu, jemu też by się przydało. [Przypominamy i wyjaśniamy, że wszystkie podane tu informacje są nieprawdziwe lub nieścisłe.]