Na dzień 20 lutego przeciwnicy budowy jakiegokolwiek dodatkowego mostu na Żoliborzu organizują akcję protestacją na pl. Wilsona. Tak jak pisałem we wcześniejszych tekstach nie podzielam wszystkich obaw i argumentów przeciwników budowy mostu. Cały czas uważam (tak jak i specjaliści), że w Warszawie powinno powstać jeszcze około siedmiu lokalnych przepraw mostowych. Czym więcej ich będzie, tym mniejszy będzie ruch na każdym istniejącym. Nie będą one generować dodatkowego ruchu, ale pozwolą rozłożyć go na większą liczbę przepraw, zmniejszając jednocześnie ruch pomiędzy mostami. Ten kto ma się dostać na drugą stronę Wisły i tak będzie się przeprawiał, stojąc najwyżej w dłuższych korkach. Mówienie, że „nastąpi dewastacja obszarów chronionych Natura 2000 i Warszawskiego Obszaru Chronionego Krajobrazu” jest nieprawdą. W obowiązującym miejscowym planie zagospodarowania przestrzennego obszaru „Pasa Nadwiślańskiego”, teren pod most jest od dawna zarezerwowany, a tereny tuż przy nim przeznaczone są pod budowę zespołu mieszkalno - biurowego, nie mówiąc o 7 hektarach naprzeciwko Centrum Olimpijskiego, które są przeznaczono pod osiedle mieszkaniowe. Nowy most nie wprowadzi też „paraliżu komunikacyjnego całego Żoliborza, ulic Śródmieścia i Bielan”. Tylko cześć samochodów zamiast mostem Gdańskim czy Grota Roweckiego przejedzie nowym mostem. W wypadku remontu lub czasowego zablokowania któregoś z pasów obu mostów (np. wypadek drogowy) ograniczy on częściowo powstające korki. W dalszym ciągu uważam też, że jeśli ma powstać w przyszłości most Krasińskiego, to powinna to być typowo lokalna przeprawa. Można dyskutować jak ma docelowo wyglądać i jakie wprowadzić ograniczenia (też konstrukcyjne), aby nie pojawiły się na nim duże samochody. Ten most nie musi być realizowany w najbliższych latach. Tak jak wspomniałem, w Warszawie powinno powstać jeszcze siedem mostów. Ideałem byłoby, aby co kadencja była otwierana nowa przeprawa przez Wisłę. I jeśli się okaże, że większość mieszkańców jest obecnie przeciwna tej inwestycji, to moim zdaniem nic nie stoi na przeszkodzie aby w pierwszej kolejności został zrealizowany tak zwany „Most na Zaporze” łączący Wilanów z Wawrem. Teren jest przygotowany, projekt gotowy, odbyły się konsultacje i uzgodnienia z mieszkańcami, więc nic nie stoi na przeszkodzie, aby to on był w pierwszej kolejności realizowany. Czas, ludzie, poglądy, a też i Warszawa zmieniają się. Być może za kilka lat inne będzie nastawienie do tej niechcianej obecnie inwestycji. Będziemy mieć kilka lat na rzeczową i merytoryczną dyskusję, co dalej z tym mostem. Tym bardziej że nieśmiało zaczynają pojawiać się głosy za mostem. Tak jak ostatni artykuł J. Czajkowskiego „List w sprawie mostu”, gdzie autor między innymi napisał „Ja należę do tej większej, ale niezorganizowanej grupy mieszkańców Żoliborza, której w zasadzie uniemożliwiono zajęcie stanowiska (ankieta tylko na nie!) w sprawie mostu. Stąd moje wystąpienie. Rozsądne stanowisko byłego wiceburmistrza być może zmobilizuje również innych czytelników do powiedzenia tak dla mostu Krasińskiego . Potrzebna jest rzeczowa dyskusja uwzględniająca rozsądne zastrzeżenia mieszkańców, a nie awantura zmierzająca do zaprzestania budowy mostu.” A co ma sprawa mostu do demokracji? Dziesięć lat temu nikt by nie przypuszczał, że pojawi się tyle osób i to ponad podziałami politycznym, które skrzykną się, zorganizują i będą prowadzić kampanię antymostową. Ile przy tym powstanie kontaktów personalnych, chęci dalszych wspólnych działań, a w przyszłości być może nowych pomysłów na działanie. I nie jest tu istotne, czy most będzie czy nie, ale to że mieszkańcy zaczynają się interesować tym co się dzieje w ich otoczeniu i potrafią znaleźć trochę czasu na wspólne działania. Łatwiej jest na początku być przeciwko czemuś, ale z biegiem czasu zaczną się w większej ilości pojawiać środowiska , które będą starały się walczyć i przekonywać innych do działań na rzecz zrobienia czegoś konkretnego. To całe zamieszczanie wokół mostu pokazuje też, że czasy się zmieniają i o wielkich inwestycjach powinni też współdecydować mieszkańcy. To na wiele lat z wyprzedzeniem powinny rozpoczynać się społeczne dyskusje, jakie mają powstać inwestycje miejskie i w jakiej kolejności powinny być realizowane. Nie szkodzi, że wydłuży to proces inwestycyjny, ale będziemy mieć bardziej dopracowane projekty uzyskujące w dodatku większą akceptację mieszkańców. Będzie to też szkołą dla nas, jak przekonywać do swoich racji (bez obelg i epitetów), a zarazem dostrzegać, że są osoby i środowiska inaczej patrzące na podobne sprawy. Nauczymy się też umiejętności przegrywania. Nie zawsze przecież nasze pomysły (nawet jeśli są obiektywnie najsensowniejsze) będą realizowane. Istotą demokracji jest spór i nie można się obrażać , że ktoś ma inne zdanie. W ostatecznym rozrachunku nikt nie jest przegrany, a wybiera się do realizacji tę inwestycję, do której udało się przekonać większość. Ostatecznym zwycięzcą będą wszyscy warszawiacy. Mam nadzieję, że takie postępowanie będzie wciągać coraz większą liczbę osób, które będą chciały zmieniać nasze otoczenie na coraz bardziej przyjazne mieszkańcom. Ideałem byłoby, aby każdy z nas chciał zostawić coś po sobie, co służyłoby nam wszystkim. Nie musi być to wielka rzecz. Niech będzie to zmodernizowany kawałek najbliższego otoczenia, chodnik, skwerek, fragment zieleńca, czy tylko posadzone osobiście drzewo. Z takich małych rzeczy buduje się wielką całość. W ten sposób powstają zręby społeczeństwa obywatelskiego, a doświadczenia, kontakty w jednej dziedzinie będą przenoszone na inne pola działalności społecznej.