Po pierwsze: najwyższa wartość to osobista wolność w wolnej, suwerennej ojczyźnie. Po drugie, ta wolność ma swoją cenę: trzeba o nią walczyć, a nawet zapłacić życiem. Po trzecie - nie da się tego problemu zignorować, udać, że go nie ma. Ma go każdy z nas. Każdy musi określić swoją postawę wobec pytania: czym dla mnie jest wolność, na ile jest związana z moją ojczyzną, ile warto zapłacić za tę wolność, ile ja byłbym skłonny zapłacić. To, że to pytanie nas dręczy, to wielki spadek Powstania, i jego inwestycja w przyszłość: wartości, którymi kierowali się Powstańcy nie zostały zapomniane, są wciąż żywe, przekazywane kolejnym pokoleniom. I dlatego istnieje możliwość, ze, jeśli dla naszego narodu znów nadejdzie chwila próby (a kto zaręczy, że nie nadejdzie) znajdzie się dość dużo ludzi, by ponownie uznać: nie mogę być wolny inaczej niż w wolnej suwerennej Polsce, a skoro jej nie ma, to musze ja sobie wywalczyć dla mnie, dla mnie podobnych, dla przyszłych pokoleń by mogły być Polakami w swojej ojczyźnie. Siła tego dziedzictwa kryje się właśnie w upartej i niemożliwej do odrzucenia trwałości pytania o sens i wartość Powstania. I to bez względu na to, jaką odpowiedź na nie dajemy. Ci, którzy Powstanie krytykują, odrzucają, potępiają, są w gruncie rzeczy ogarnięci tą samą siłą kulturotwórczą, tożsamościową, państwotwórczą i wartościotworczą, jaka stworzyło Powstanie. Tak samo nie są w stanie przejść obojętnie wobec wyzwania, które Powstanie rzuciło następnym pokoleniom Polaków. Tyle, że na razie udzielają innej odpowiedzi, niż ci, którzy mają poczucie głębokiej zgody na trwanie i przekazywanie dalej idei i wartości wcielonych przez Powstanie. Piszę - na razie - bo kto wie, jaka byłaby ich odpowiedź, gdyby przyszło co do czego. Nikt nie wie, ani ci, którzy teraz mówią, że poszliby, ani ci, którzy mówią, że by nie poszli. To nie dyskusje decydują, tylko głęboko zakorzenione dziedzictwo postaw i moralności, które w ostatniej chwili daje nam impuls: tak trzeba, tak należy. Ale z drugiej strony, póki dyskusja trwa, to znaczy że w nikim, kto te dyskusje toczy, klamka ostatecznie nie zapadła, choćby zaprzeczał, krytykował, odcinał się. Skoro dyskutuje (choćby sam ze sobą) to sprawa wciąż jest żywa, a wiec każde rozwiązanie jest możliwe. I wreszcie - czy warto. Ja uważam, że dziedzictwo Powstania - tj. setki tysięcy Polaków, którzy w ogóle biorą pod uwagę ewentualność, że Polskość i wolność mogą być wartością, za które trzeba walczyć - jest wielkim darem dla nas wszystkich. I jego siła - niestety - jest pochodną ogromu hekatomby złożonej w tej walce. Stało się, a jeśli kiedyś znów będzie trzeba walczyć i jeśli to zrobimy - to będzie to właśnie dziedzictwo i dar Powstania. Może się opłacić. Na koniec: absolutnie rozumiem, że są zwierzęta schwytane w pułapkę, które akceptują niewolę, rozmnażają sie, lepiej czy gorzej, ale żyją, nawet doprowadzają do tego że narzucone im warunki staja się z czasem całkiem znośne. Ba, są wygrane - bo nie tylko one żyją, ale nawet i cały gatunek może przeżyć dzięki populacji trzymanej w niewoli - gdy cala populacja na wolności zostanie juz wybita. I nawet dzięki takim zwierzętom z niewoli może się kiedyś udać odtworzyć gatunek na wolności, gdy prześladowcom (tym, którzy wsadzili do klatki a resztę wybili) zmieni się opcja. Świetnie rozumiem instynkty kierujące takimi osobnikami, we mnie samej one się kotłują i dostrzegam w nich pozytywny potencjał. Ale proszę też zrozumieć inny typ zwierząt - takich, które złapane w pułapkę, prędzej odgryzą sobie łapę i być może nawet przez to zdechną - ale na wolności. Kasia Kęsicka wpis przedrukowany z prywatnego profilu autorki z Facebooka