Dziesięć lat temu 8 kwietnia 2005 r. raniutko mieszkańców Żoliborza zaskoczyła sensacyjna informacja - do centrum Dzielnicy dojechało metro. Stacja Pl. Wilsona została włączona do ruchu tego dnia o 5. 08 i jako jedyna, została otwarta po cichutku, bez jakiejkolwiek zapowiedzi, medialnego szumu. Bez żadnego dęcia i wiadomo dlaczego. Trzy dni temu zmarł papież, ogłoszono narodową żałobę, pora na fetę była nieodpowiednia. Chorobę Ojca Świętego przeżywaliśmy od tygodni, zaciskaliśmy pięści tak samo, jak w ten majowy dzień 1981 r. po zamachu na placu św. Piotra. Po cudownym ocaleniu, wydawało się nam, że jest nieśmiertelny, ale u progu wiosny 2005 r. wrócił strach o życie papieża. Żyliśmy w udzielającej się nam coraz bardziej atmosferze lęku. Komunikaty medyczne z Rzymu nie nastrajały Polaków pozytywnie, panowało przygnębienie. Brak dobrych informacji, a wręcz złe wiadomości o ciągłym pogarszaniu się Jego stanu zdrowia powodowały, że byliśmy nie tyle źli, a wręcz wkurzeni na medyków z Italii. Tomek Piekałkiewicz, bukinista uliczny przepatrywał w antykwariacie przy Merkurym towar do dalszego handlu bez przyjemności i w milczeniu, - myślami był przy ciężko chorym Rodaku, tam nad Adriatykiem, aż wreszcie powiedział to co wszyscy czuliśmy. Powinniśmy zapakować naszego Ojca do samolotu i leczyć w Polsce. Włoskie dochtory to niedorajdy. Nie potrafią! A może, psia ich mać, nie mogą się doczekać, by już swojaka na miejsce naszego wsadzić. Radość z metra była zmącona żałobą, ale też zaraz pojawili się wiecznie obecni kontestatorzy - jak to sobie urzędnicy dzielnicy Żoliborz wykombinowali pięknie, jak to zadbali o siebie, iż wychodząc z tuneli metra wkraczają wprost do swojej wciąż odnawianej siedziby. To była prawda - gmach władzy piękniał z każdym rokiem. Rok 2015 r. to również okrągła 20. rocznica uruchomienia metra w Warszawie. Otwarte w piątek, trzy dni jeździło bezpłatnie. Dziesiątki tysięcy warszawiaków wsiadły na pierwsza przejażdżkę. Ten kurs zapamiętała Monika Dąbrowska ur. w 1976 r. Urwała się z lekcji w Wieczorowym Centrum Dokształcania przy ul Noakowskiego i wraz z grupa pobiegła na pobliską stację Politechnika. Tłok był niemiłosierny. Potem ten tłum wysiadł na Kabatach i tam Monika zobaczyła ludzkie zwłoki w worku. Gość odwalił kitę, tak się przejął tym wydarzeniem - zrobiło się niemiło, zwłaszcza że te niezabudowane Kabaty wydały się Monice przygnębiającą pustynią. O tym trupie na stacji było potem pisane w gazetach, wtedy nikt się nie zastanawiał, czy to dobry, czy zły znak, ale po dwóch dekadach dało o sobie znać wiszące nad metrem fatum podczas realizacji drugiej linii. Nie wszyscy się jednak cisnęli na metro. P. Andrzej Jaszczuk, kierownik z urzędu dzielnicy, skorzystał z metra dopiero po 5 latach od uruchomienia pierwszego odcinka. Tak się złożyło, że nie miał interesu i się dziwił, że on warszawiak z dziada, jeszcze nie jechał metrem, więc kiedyś wsiadł bez celu dla spokoju ducha. Metro dojeżdżało do pl. Politechniki i Warszawa, jak kpili niektórzy, była jedynym miastem, gdzie metro nie docierało do centrum. Zmieniło się to dopiero w 2000 r. a potem szło szybciej. Mieszkańcy Żoliborza cieszyli się z każdej nowo oddanej stacji, która ich przybliżała do metra, a póki co główkowali, jak z tego skorzystać. Już w 2001 r. żoliborzanie chcący dojechać na Mokotów czy Ursynów podjeżdżali tramwajem do stacji Ratusz i przesiadali się w metro. Podjazd był niezły, obok linii 31 i wiecznej 15 uruchomiono dwie dodatkowe 45 i 45 bis . Była jeszcze 36 szorująca z Dolnego Marymontu. Dziś po tych numerach pozostały tylko wspomnienia. 20 grudnia 2003 r. metro znów posunęło się do przodu i dotarło do Dworca Gdańskiego, granicy Śródmieścia z Żoliborzem. Mimo, że stamtąd do centrum dzielnicy były jeszcze 3 przeloty tramwajowe, wiadomo było co się w metrze dzieje - niebywały ścisk. Ludzie by się dostać do pociągu jadącego na północ najpierw wracali się do stacji początkowych na południe. Inaczej pan nie wsiądziesz, albo stracisz guziki . Jazda przemieniła się koszmar, ale zwolennicy metra triumfowali - widzicie, jak jest potrzebne. Z każdą uruchamianą stacja przybywało podróżnych. Wreszcie budowa metra wkroczyła do centrum Żoliborza, zamknięto główną arterię - ul. Słowackiego pod przyszły tunel. Stanęły płoty. Zagrodzono ulice i chodniki, drobni kupcy dostali w kość. Wjechały kopary i zaczęły drążyć dziurę w ziemi. Ulubionym zajęciem żoliborzan było podglądanie postępu robót. Zmienił się krajobraz. Mieszkaniec IV piętra przy ul Słowackiego 4 p. Rysio Trot - emeryt - miał nowy widok z okna, a jego wielka czarna kocica: norweska leśna porzuciła ogród i wybrała posadę inspektora budowy. Pracę zaczynała przed nocą i kończyła na dachu jednego z kontenerów pracowniczych, ustawionych na torowisku ulicy Słowackiego. Gdy z balkonu usłyszała swe ulubione tango Jolousie myk, brama, domofon i domek. Czasem coś zjadła i sen do wieczora. I tak przez ponad rok. Nawiązała wiele przyjaźni, hołubiona, karmiona, pieszczona. Przynosiła zawsze ciekawe informacje. Że będą wzmacniać fundamenty pod naszym budynkiem, że będzie ciszej, bo wprawdzie przysuną torowisko do pierzei budynków, ale pod szynami położą tłumiącą hałas opaskę. Że windy będą się psuły, zejściami północnymi przy większych opadach będą płynąc potoki, a parking podziemny nie będzie czynny nawet za dziesięć lat, bo to idea jakiegoś szemranego towarzystwa. Ale stacja będzie najpiękniejsza w Europie. Wszystko się potwierdziło z wyjątkiem oceny tej stacji, bo piękna to jest nasza księżna pani, norweska leśna - odmalował obserwator, którego kot od lat budzi zainteresowanie towarzystwa z antykwariatów jak i budził tych z placu budowy. - Czyj to kot? - zapytał pana Rysia pilnujący obejścia dozorca. - A to moja jest kocica. - Ładny... Pan Rysio zaprzyjaźnił się z dozorcą na tyle, że zapytał go kiedyś o lewe interesy budowniczych. Szwindle? Jeszcze jakie są - odparł dozorca, ale nie pytaj pan więcej, chcę dotrwać do końca na posadzie. Badano wytrzymałość kamienic dawnej spółdzielni Feniks. Kierownictwo zażądało wejścia do piwnicy, a tam p. Rysio trzymał w 10 pudłach swoje skarby - mosiężne żyrandole, doradzono, by dał to do magazynu administracji, dał i dwa pudła zginęły. (c.d.n.) Żoliborski obserwator, plotkarz i bukinista Krzysztof Jastrzębski Tekst ukaże się w kolejnym tomie książki Na pięknym brzegu pod redakcją Izabelli Anny Zaremby i Beaty Zasady-Wysockiej.