Coraz silniejsze relatywizowanie decyzji o wprowadzeniu stanu wojennego oraz umniejszanie szkód, które przyniósł naszemu społeczeństwu ten zamach na demokrację zrealizowany przez WRON skłania mnie do zwrócenia uwagi na niedostrzegany aspekt zachowań gen. W. Jaruzelskiego w czasie prawie 25 lat od transformacji ustrojowej. Jego własne wypowiedzi i zachowania są dowodem, że argumenty o konieczności wyboru mniejszego zła służyły tylko tłumaczeniu przed Narodem i historią. [middle1] Jeżeli przyjąć, że generał miał rację, iż interwencja radziecka była pewna i to zmusiło go do wprowadzenia stanu wojennego , to nasuwa się logiczny wniosek, że generał musiał mieć jak najgorszą opinię o towarzyszach radzieckich a ich armię postrzegał jako siłę gotową do wyjątkowego okrucieństwa, zdolną do zbrodni wojennych, do atakowania ludności cywilnej, gwałtów i grabieży. Wszak uważał „bratnią pomoc” za większe zło , niż własny stan wojenny. Załóżmy więc , iż wyobrażał sobie, że skala ofiar będzie ogromna i chciał ich uniknąć. Nasuwa się jednak pytanie dlaczego później nie dał tej ocenie żadnego wyrazu, tylko uciekał w eufemizm o większym złu ? Upadł Związek Radziecki, jego armia opuściła Polskę, wstąpiliśmy do NATO, jesteśmy w UE a generał złego słowa nie wypowiedział o tej machinie wojennej, która miała nas zmiażdżyć. Wprost przeciwnie. Nie tylko milczał w tej sprawie , ale przyjmując zaproszenie Prezydenta Rosji na obchody 60. rocznicy zakończenia II Wojny Światowej w 2005 r., stanął na uprzywilejowanym miejscu na trybunie honorowej w Moskwie. Uczestniczył w, bojkotowanej przez wielu polityków, defiladzie tej armii, która jeszcze niedawno, wg jego obaw, chciała najechać Polskę czyniąc większe zło, niż sam generał i jego polscy towarzysze. Znamienne jest zdjęcie z przywitania generała przez prezydenta Rosji, który patrzy z szacunkiem, uznaniem, sympatią i lekkim uśmieszkiem (podobnym do tego na zdjęciu z premierem Tuskiem w Smoleńsku) na realizatora stanu wojennego. Ze zdjęcia emanuje wzajemne zrozumienie obu Panów. Jest to zwieńczenie dwudziestu kilku lat milczenia gen. Jaruzelskiego, który nigdy nie sformułował , krytycznej opinii o armii i przywódcach ówczesnego państwa rosyjskiego, chociaż zmuszony został przez nich, jak twierdził, wbrew sobie samemu, do wprowadzenia stanu wojennego. Nie wypowiedział tych słów potępienia , bo nigdy ich w sobie nie nosił. Na długo przed stanem wojennym wiedział, że nie będzie interwencji (od początku powstania Solidarności generałowie szykowali wewnętrzny plan działań zbrojnych). Druga strona też nigdy nie poczuła się dotknięta opowieściami generała o mniejszym złu tj. pacyfikacji społeczeństwa przez polskie wojsko i milicję i większym złu , czyli radzieckiej interwencji. Obie strony rozumiały, że tak trzeba grać tę komedię , bo społeczeństwo patrzy. A czy ma to coś wspólnego z prawdą historyczną to bez znaczenia. Tragiczne jest to, że prawie połowa Polaków przyjęła tę narrację za prawdziwą. Na marginesie, mocno dziwi stanowisko tej części naszego społeczeństwa , która uważała interwencję rosyjską za pewną a dziś ma całkiem dobrą opinię o tym państwie. Józef Menes