Reklama

Wolę polskie kaczki w stawie niż Lazurowe Wybrzeże

05/09/2014 17:05

Spotkaliśmy się z Panem Jerzym Maksymiukiem w Kalinowym Sercu, uroczym miejscu, prawie w centrum Żoliborza, w którym Maestro był pierwszy raz.

 

Łatwo zauważyć, ze gdziekolwiek pojawi się masz wielki dyrygent i kompozytor, wzbudza zainteresowanie i sympatię. Podchodzą do Niego obcy ludzie, witają się, komplementują, chcą rozmawiać. Taka sytuacja byłaby niemożliwa, gdyby nie trafiła na podatny grunt, jakim jest osobowość artysty, a przede wszystkim Jego otwarta na innych, serdeczna, kresowa natura.

Zauważyłam, że zazwyczaj naszym rozmowom towarzyszy jakaś, wyłaniająca się na pozór spontanicznie, myśl przewodnia. Poprzednio był to wątek mistrzostwa. Pan Jerzy Maksymiuk, dla którego mistrzostwo było i jest życiową dewizą, umiał zauważać mistrzostwo w innych dziedzinach i u innych ludzi, nawet bardzo skromnych.

Zawsze wzbudzał moją sympatię fakt, że Pan Jerzy interesował się ludźmi i potrafił budować z nimi partnerskie relacje, mimo swojej niewątpliwej wyjątkowości. O ile kiedyś w naszych rozmowach przewijał się wątek mistrzostwa w wielorakich aspektach życia, o tyle ostatnio zaobserwowałam dwa nowe wątki. Jeden nazwałabym zostawianiem śladu, a drugi - umiejętnością cieszenia się codziennością.

Sam Mistrz nie ma osobistego problemu z zostawianiem swojego śladu w historii muzyki, w pamięci i świadomości pokoleń. Ujmujące jednak jest to, że śledzi dążenia do zostawiania śladów po sobie, tendencji, którą można by wyrazić myślą - "coś większego od nas samych", u innych ludzi. Opowiadał interesująco o różnych ludziach ze swojego otoczenia i paru, którzy piszą wiersze: Piotrze z apteki przy ul. Gdańskiej 2, właścicielu stylowej restauracji Joli Bord przy ul. Potockiej, pani Barbarze, do której kilku wierszy skomponował muzykę, a nade wszystko o panu Henryku, artyście-stolarzu, z którym spotyka się nad malowniczym stawkiem w pobliżu parku Kaskada, gdzie obaj karmią kaczki. Pan Jerzy powiedział, że bardziej ceni sobie obecnie przebywanie nad tym stawkiem, niż dawne coroczne wyjazdy na Lazurowe Wybrzeże. Pan Henryk zrobił dla Pana Jerzego nową batutę, na której napisał - taki mały kawałek drewna w ręce mistrza powoduje wzruszenia. Ta codzienność, która jest świadomie przeżywana i smakowana, jest dla Pana Jerzego źródłem natchnienia i sprzyja temu, co Pan Jerzy kocha ostatnio najbardziej, a mianowicie - komponowaniu. Pan Jerzy jest także zadowolony z miejsca w którym mieszka, blisko parku, w domu, w którym kiedyś i obecnie mieszka wielu ciekawych ludzi. Wspominaliśmy śp. Elżbietę Starowieyską, bratową Franciszka Starowieyskiego, byłą radną, która przez wiele lat walczyła o usunięcie sprzed domu stacji benzynowej, wybitnego tłumacza literatury amerykańskiej, publicystę i pisarza Leszka Jęczmyka, a także Krystynę Chomicz - Jung, która niedawno prezentowała swoje utwory poetyckie w kalinowym Sercu.

Pan Jerzy Maksymiuk lubi także życie kawiarniane, które było charakterystyczne nie tylko dla Paryża, ale także dla przedwojennej Warszawy. Bardzo spodobało Mu się Kalinowe Serce i ma zamiar uczestniczyć w artystycznych projektach, jakie Zbigniew Dzięgiel w Kalinowym Sercu organizuje (być może z żoną, która jest kobietą własnego, zawodowego sukcesu).

Przebywając w Kalinowym Sercu, miejscu poświęconym Klinie Jędrusik zauważył poetycko, że jest tam jakby jeszcze zapach jej życia i pozostał ślad tamtego czasu. A pozostawienie śladu jest ważne.

Obserwuj nas na Obserwuje nas na Google NewsGoogle News

Chcesz być na bieżąco z wieściami z naszego portalu? Obserwuj nas na Google News!

Izabella Anna Zaremba
Reklama

Komentarze opinie

Podziel się swoją opinią

Twoje zdanie jest ważne jednak nie może ranić innych osób lub grup.

Komentarze mogą dodawać tylko zalogowani użytkownicy.

Zaloguj się

Reklama

Wideo iZoliborz.pl




Reklama
Wróć do