Reklama

Na szlaku przygody

28/08/2013 00:00

Relacja z Harcerskiej Akcji Letniej 125 WDW HSG SDRI GROM: podchody, pływanie z komandosami i poznawanie granicy państwowej...

 

Tegoroczna koncepcja akcji letniej zakładała organizację trzech niezależnych jednostek obozowych:
- biwaku surwiwalowego "Dalekie rozpoznanie", którego zasadniczą częścią było podchodzenie Zgrupowania 254 WDHiZ,
- szkolenia wodnego z GROMem w Gdańsku,
- obozu wędrownego wzdłuż granicy polsko-rosyjskiej w ramach "Wyprawy 8 granic".
Chodziło o to, by bez względu na możliwości czasowe (część członków drużyny już pracuje) i finansowe (niektórzy mają z tym poważny problem) większość wzięła udział przynajmniej w jednej-dwóch zaproponowanych formach.

W pierwszym biwaku, który zaczął się 3 sierpnia, ostatecznie uczestniczyły trzy osoby i był rzeczywiście trudny. Mała liczba uczestników poniekąd potęgowała problemy, gdyż zadań nie można było rozłożyć na większą liczbę osób.

Zasadniczą częścią tej formy było biwakowanie w terenie, w tym gotowanie w warunkach terenowych, bezpieczne rozpalanie ognisk, samodzielne zaopatrywanie się w prowiant itp. oraz - oczywiście - przemarsze pomiędzy poszczególnymi obozowiskami. Główny element programowy stanowiły wielkie, kilkudniowe podchody z zaprzyjaźnionymi żoliborskimi drużynami 254 i 77. Było to o tyle ciekawe, że kadra 125, 254 i 77 wywodzi się z jednego Kręgu Instruktorskiego i w znacznym stopniu z jednego środowiska (125). Wielu z instruktorów lata temu sypiało w jednym namiocie i działało w jednym zastępie.
Obóz zaczął się od przygód, bo okazało się, że portal epodroznik.pl przekłamuje i założony plan podróży na miejsce nie może zostać zrealizowany. W efekcie jechaliśmy 22 godziny, co w przypadku Rica i Skippera oznaczało 36 godzin bez snu.
Sama gra z 254 oraz 77 WDHiZ zbudowana była tak, że jedno zadanie było skutkiem poprzedniego i wprowadzeniem do następnego. Zawalenie zadań wcześniejszych, lub niedokładne ich wykonanie powodowało trudności w wykonaniu zadań następnych, w tym finałowych.
Rico i Aśka "Calahan" (uczennica Gimnazjum 55 przy Al. Wojska Polskiego 1A) generalnie wykonali zadania nieźle. Z zadaniem snajperskim (zrobienie zdjęć kadrze Zgrupowania 254 i 77) nie poradzili sobie głównie z powodu słabego sprzętu. Warunki terenowe nie pozwalały zbliżyć się za bardzo, a cyfrowy compact nie dawał możliwości "ściągnięcia" celu z dystansu. Na przyszłość potrzebna jest porządna lustrzanka.
W finałowych podchodach (rozłożenie paczuszek z napisem "KABOOM!") w wyznaczonych miejscach poradzili sobie nieźle, choć w trakcie zadania zmienili plan (który miał jeden słaby punkt) i pogubili się. W efekcie Rico wpadł na wartę 254 i został złapany. Niemniej 3 z 8 paczuszek trafiły do miejsc przeznaczenia.
Ostatnią dobę biwaku spędziliśmy w gościnie u 254 WDHiZ. W ramach zapłaty za gościnę zbudowaliśmy im półeczkę do namiotu sanitarnego.
W piątek, 9 sierpnia, wieczorem byliśmy już w Gdańsku, gdzie spotkaliśmy się z uczestnikami szkolenia wodnego.
Dzięki Komendantowi Morskiego Oddziału Straży Granicznej nocowaliśmy pod namiotem na terenie Kaszubskiego Dywizjonu SG.

W sobotę załoga dyżurna oprowadziła nas po jednostkach pływających SG przy okazji omawiając historię Kaszubskiego Dywizjonu i pokazując postęp technologiczny, jaki nastąpił od początku istnienia Straży Granicznej. Omówili także zadania i zasady pełnienia służby w Morskim Oddziale SG.
Po południu zaprzyjaźniony emerytowany weteran JW 2305 wziął nas w rejs szybką łodzią patrolową ochrony Naftoportu w rejs po Zatoce Gdańskiej i wodach przepływających przez Gdańsk.
Na drugi dzień, w niedzielę o 11.00 podpłynęli po nas komandosi GROMu w pełnym oporządzeniu, z zasłoniętymi twarzami i zabrali na pokład szybkich łodzi szturmowych. Dwie i pół godziny szaleliśmy po Zatoce Gdańskiej i porcie w Gdyni pokładając się ze śmiechu na dialogi komandosów. Tego nie da się opisać, to trzeba przeżyć!
W pewnej chwili sternik łodzi, którą płynęły dziewczyny z drużynowym, oddał ster koledze, siadł na burcie i rzuciwszy:
- To poradzisz sobie beze mnie? - ku zaskoczeniu wszystkich nas wyskoczył do morza.

Gdy wyłowiła go druga łódź, z udanym oburzeniem zwrócił się do pasażerów:
- Widzieliście? Wyrzucili mnie.

Uczestnicy szkolenia mieli okazję samodzielnie poprowadzić łodzie na wodach portu w Gdyni.
Po zakończeniu pływania, w niedzielę po południu rozjechaliśmy się. Czwórka z nas wróciła do domu (przy okazji kwatermistrz odwiózł nieletnich), a reszta ruszyła dalej, do Braniewa.
W ten sposób rozpoczął się obóz wędrowny, nad którym patronat objął Komendant Warmińsko-Mazurskiego Oddziału SG. Uczestniczyło w nim czworo ludzi. Poza Skipperem, Asią i Rico, doszła Natalia, której udało się wyrwać z domu (i dobrze).
W Braniewie Komendant Placówki przydzielił nam funkcjonariusza z Land Roverem, dzięki czemu poznaliśmy funkcjonowanie kolejowego przejścia granicznego i wygląd styku granicy morskiej z lądową. Landek w efekcie zakopał się w błocie i wracaliśmy drugim, który przybył z odsieczą.
Dzięki pomocy funkcjonariuszy z ledwością, ale zdążyliśmy na autobus do Bartoszyc, gdzie dzięki przytomności Asi uciekł nam autobus do Bezled. Na szczęście wyznaczony do opieki nad nami funkcjonariusz, jak się okazało, kolega Skippera z kursu podstawowego, podjechał po nas służbowym radiowozem.
Nocowaliśmy na terenie Placówki na przejściu granicznym, w sali odpraw. Zanim jednak poszliśmy spać, chorąży Karol Matejunas oprowadził nas po przejściu wyczerpująco opowiadając jak się na nim pracuje, co i dlaczego robią funkcjonariusze.

Na drugi dzień o 7.30 rano - tak jak na zieloną granicę wychodzą patrole - chorąży Karol wziął nas na "pasek", gdzie opowiedział jak wygląda pełnienie służby poza przejściem.
O 10.00, po śniadaniu ruszyliśmy dalej. Cel: Święta Lipka.
Rico narzekał, bo Skipper zmusił go do dwóch dni "etnografii". W Świętej Lipce przewodniczka oprowadziła nas po sanktuarium pokazując XVII-wieczną grafikę 3D (graficy komputerowi, schowajcie się). Mogliśmy też zobaczyć prezentację organów.
Potem pojechaliśmy do Kętrzyna, gdzie nocowaliśmy w harcówce Szczepu Watra (dziękujemy za gościnę). Tu zwiedziliśmy Centrum Szkolenia SG (Rico chciał zostać i obiecał, że wróci) oraz parafię ewangelicką, o której (i o Mazurach) opowiedział nam ks. Paweł Hause.

Z Kętrzyna ruszyliśmy w kierunku celu naszej wyprawy, czyli Trójstyku granic w Wisztyńcu. Najpierw dotarliśmy do Węgorzewa, gdzie spędziliśmy półtorej doby nocując w izbie zatrzymań, czyli w kiciu (jazda na całego).

Potem do Gołdapi, a wreszcie w sobotę w asyście funkcjonariuszy z Placówki SG w Dubeninkach doszliśmy do Trójstyku.
I tak skończyła się łatwiejsza część wyprawy. Powrót do domu był naprawdę wyzwaniem, ale udał się dzięki Rico, który zorganizował nam nocleg w Augustowie u swojej rodziny. W końcu na raty dotarliśmy do Warszawy, gdzie na dworcu długo nie mogliśmy się rozstać.

Obserwuj nas na Obserwuje nas na Google NewsGoogle News

Chcesz być na bieżąco z wieściami z naszego portalu? Obserwuj nas na Google News!

Reklama

Komentarze opinie

  • Awatar użytkownika
    gość 2015-11-24 14:14:29

    chor. karol super funkcjonariusz, ha ha ha - tylko od takich spraw. po granicy to jeździł , ale palcem po mapie.

    odpowiedz
    • Zgłoś wpis
  • Awatar użytkownika
    gość 2015-11-24 14:14:29

    chor. karol super funkcjonariusz, ha ha ha - tylko od takich spraw. po granicy to jeździł , ale palcem po mapie.

    odpowiedz
    • Zgłoś wpis

Podziel się swoją opinią

Twoje zdanie jest ważne jednak nie może ranić innych osób lub grup.

Komentarze mogą dodawać tylko zalogowani użytkownicy.

Zaloguj się

Reklama

Wideo iZoliborz.pl




Reklama
Wróć do