Wyraźnie deputowany ten pragnie męczeństwa, między innymi ostatnio konfabulował w kwestii, czy zbrodniczy pisobójca Ryszard C. i na Niesiołowskiego się jakoby zamierzał. No chciałby trafić na pomnik, w sumie ludzka rzecz, a dotychczasowe jego bohaterstwo miewało jednak meandry jak przebieg służby wojskowej premierowskiego dziadka. Znacznie łatwiej o pomnik politykowi lokalnemu. Może przecież wybudować most, czy stadion i jak już odwinie kitę, ma spore szanse, że obiekt ten zyska jego imię. Taka np. Hanna Gronkiewicz-Waltz to kandydatka i na most i na oba stadiony. Choć oczywiście politykowi łatwo i w drugą stronę. W mieście Łodzi ledwie co odwołano jednego prezydenta, a teraz już mówią, że pora pogonić także panią prezydent (tam też panuje surowa kobieca ręka). My w Warszawie i na Żoliborzu też przecież znaleźlibyśmy niejednego, czy niejedną, coby nie odstrzelić (nasza rubryka jest pokojowo nastawiona), ale psami poszczuć i na golasa przez pokrzywy przegonić. Ludzie kultury też nieraz cierpią zniewagi, ale czasem władza przypomni sobie o mecenacie kulturalnym i tak odznaczono ostatnio Andrzeja Wajdę. A najwyższym naszym orderem za twórczość to dotychczas raczej skąpo odznaczano, i tu chyba zadecydowały jednak względy polityczne, w każdym razie cesarz Hirohito też Orła Białego nie dostał za badania biologiczne. Jednak w XIX wieku okrutni zaborcy ani myśleli uhonorować przyjaciela Polski i Polaków, wybitnego kompozytora węgierskiego Ferenca Liszta. Dlatego dziś pomyślała o tym nasza z narodu wzięta władza samorządowa. Zatem za pieniądze norweskie (dobrze, że nie za pieniądze CIA, jak w piosence) skonsultujemy się, jak najgodniej uhonorować na Żoliborzu węgierskiego muzyka, a musi być węgierski, bo Żoliborz ma partnerstwo z jedną z dzielnic Budapesztu. Na partnerstwo nie ma rady, zresztą nie mam nic do Węgrów, poza tym, że nie sposób się z nimi dogadać, ale dzięki Bogu to do szklanki są bratanki. Jednak, jakby to powiedzieć, to Służew i zwłaszcza Ursynów jest znany z tego, że są tam muzyczne nazwy ulic i nawet jest tam ulica innego węgierskiego kompozytora Beli Bartoka. Zatem pozwolę sobie wyrazić pogląd, że Franciszkowi Lisztowi należy się, jak psu buda, ulica na Ursynowie i konkretnie to bym wyeliminował na jego rzecz śmieć nazewniczy, jakim jest ulica Związku Walki Młodych. Bo z całym też szacunkiem, ale na Żoliborzu, to raczej uzdolnionych piśmiennie się honoruje, zresztą powiedzmy uczciwie, czy umiemy coś zanucić rzeczonego Liszta? Dlatego ja to bym osobiście dla dobra współpracy polsko-węgierskiej uhonorował zmarłą kilka lat temu węgierską pisarkę Magdę Szabo, tym bardziej, że dostrzegam pewien wątek żoliborski w jej przypadku. Całkiem kilka jej książek przetłumaczono na polski, w tym najbardziej znaną powieść Tajemnica Abigel . I zapewne niejedna Żoliborzanka z wypiekami na twarzy śledziła koleje losu Georginy Vitay. Ale gdzie tu w węgierskim i kalwińskim internacie wątek żoliborski, zapytacie się może? Otóż, jak wyglądał stojący w szkolnym ogrodzie pomnik biblijnej Abigail? Tak, tak, to była dziewczyna z dzbanem... Jednak zdając sobie sprawę, że jak się jakiemuś decydentowi coś ubrda, to się mu nie da tego wybić z głowy, nie sądzę, abyśmy zostawili Liszta mieszkańcom Ursynowa i zajęli się Magdą Szabo. Dlatego mam propozycję uhonorowania Ferenca Liszta i to tak, że wszyscy go pokochamy. Otóż proponuję, żeby ZTM przywrócił Żoliborzanom autobus znany jako 520, a dawniej jeszcze jako jotka , tym razem pod nazwą Linia Ferenca Liszta . [Przypominamy i wyjaśniamy, że wszystkie podane tu informacje są nieprawdziwe lub nieścisłe.]