Przy ulicy Mickiewicza posadzono drzewa, które niestety wysychają z powodu suszy i upałów, jakie w tym roku nawiedziły Warszawę. Zdrowy rozsądek podpowiada, by te młode drzewa podlewać, bo inaczej uschną. Młode drzewa zastępują te, których żywot już się skończył, bo zieleń miejska musi się odradzać. [middle1] Wysokie temperatury, jakich w mieście doświadczamy od paru lat, uwidaczniają potrzebę istnienia miejskiej zieleni, która daje wilgoć i obniża temperaturę. Nie możemy być skazani jedynie na rozgrzany do granic możliwości beton, bo życie w naszym kochanym mieście, w lato stanie się upiorne. O nowo posadzone drzewa trzeba zadbać. Nie wystarczy je posadzić i zostawić samym sobie. Tymczasem instytucje, które powinny dbać o tereny zielone najwyraźniej zaniedbują swoje obowiązki, co pociąga za sobą: stratę pieniędzy wydanych na młode drzewa, których nie pielęgnuje się po posadzeniu, braki w miejskiej zieleni, pracę, która poszła na marne i trzeba ją wykonać powtórnie, a może i raz jeszcze. Na FB, w społecznych dyskusjach, pojawiły się propozycje, by wrócić do metody sprzed lat, kiedy przy takiej pogodzie polewaczki jeździły ulicami i przy okazji podlewały zieleń wzdłuż ulic. Nie wszyscy Żoliborzanie popierają ten pomysł gdyż „chronimy wodę, bo nasza planeta wysycha”, pewnie w myśl zasady, że silne okazy same przetrwają te trudne suche czasy a słabsze uschną, a o wodę musimy dbać. Ja u siebie, w małym ogródku, podlewam i mam piękną, wysoką lipę wyhodowaną od małej sadzonki. Daje chłód i cień w ciągu dnia. Rano budzi mnie świergot ptaków buszujących w liściach a ponieważ mam i poidełko na tarasie, to dużo ptaków przylatuje by się napić i wykąpać. Dobrze byłoby w tych protestach ekologicznych, a czasem pseudoekologicznych, zachować złoty środek, posługiwać się faktyczną wiedzą i zdobytą praktyką, a przede wszystkim zadbać o zieleń, którą mamy, bo przyroda sama się nie obroni. Elżbieta Marciniak