Na ostatniej sesji Rady Dzielnicy powołane zostały komisje merytoryczne Rady, a wśród nich - po raz pierwszy, zupełnie nowa - Komisja Ładu Przestrzennego, której przewodniczącą została pani Donata Rapacka. Szczerze, bez ironii, ronię łzy radości, czytając opisane przez panią przewodniczącą założenia robocze tej komisji na blogu Plac Wilsona : pomysł jest taki, żeby spojrzeć na plany i na przestrzeń publiczną dzielnicy całościowo, a więc pamiętając również o małej architekturze i o szeroko pojętej estetyce . Nie da się bowiem ukryć, że przed komisją ogromna praca. Na mojej fotografii zderzam dwa miejsca na Żoliborzu, i jednocześnie dwa diametralnie odmienne światy w kategorii ładu przestrzennego. Po lewej, piekło przed kościołem Św. Stanisława Kostki. Cóż takiego widzimy? Na pierwszy rzut oka, nic specjalnego. Czy jednak? Patrząc uważniej, łatwo zauważyć czysty chaos: trzy różne, kontrastujące typy nawierzchni trotuarów. Dwa typy standardowych ulicznych szykan - słupki syrenki oraz płotki typu Al. Ujazdowskie , notabene różne od tych stosowanych np. przy Mickiewicza. W dodatku, płotek jest zdewastowany przez samochody na dziko parkujące w zatoce dla autobusów turytycznych. Dwa różne wzory koszy na śmieci - oba przepełnione, oraz rozflażone przez krukowate , które chętnie grzebią w śmieciach. Trzy rozmaitej funkcji budoskrzynie, każda w innym wzorze i kolorze, z tego dwie szczególnie krzykliwe, a jedna plastikowa, rozsiewająca wkoło atmosferę beznadziejnej tymczasowości... Jak świadczą całkowicie zadeptane błotniki, przepraszam, trawniki, ich projektant nie zadał sobie raczej trudu ustalenia, jak mieszkańcy korzystają z tego miejsca - gdyby to zrobił, obrys chodników byłby inny. Zaś tuż obok, na klinkierowej ściance, smutne dowody zaniedbań kadencji minionych, lub jeśli ktoś woli, braku poszanowania dla przestrzeni publicznej ze strony tzw. obszczymurków . Po prawej, niemal raj przy zbiegu świeżo wyremontowanego odcinka Czarnieckiego i Hauke-Bosaka. Jak widać, da się nawierzchnie łączyć tak, by nie tworzyć wrażenia chaosu, łącząc odcinki wykonane w różnych okresach. Można też dobrać klasyczny mebel miejski - ławkę, tak, by nawiązywała kolorystycznie do klinkieru, który leżał na tej ulicy od bardzo dawna - nawet jeżeli na tym odcinku, przez jakiś czas przykryty był asfaltowym dywanikiem. Jakimś postępem są też i kosze, po raz pierwszy zabezpieczone przez zakusami ptactwa solidną pokrywą, a w dodatku kolorystycznie zlewające się z otoczeniem i wystarczająco solidne, by nie podzieliły losów pstrokato kolorowych, plastikowych wynalazków które swego czasu pojawiały się na barierkach przy przystankach. Niecierpliwie czekam na propozycje nowej komisji co do mechanizmów, które pomogą zapanować nad chaosem. Oczywiście nie jest to sztuką, gdy poddaje się ulicę generalnemu remontowi, tak jak to się stało na Czarnieckiego. Problem w tym, że takie piekiełka chaosu jak to opisane przez mnie powyżej, rodzą się w efekcie wieloletnich nawartstwień. W Łodzi, jedną z pierwszych prób zapanowania nad tym problemem były prace zespołu któremu przewodził pełnomocnik prezydenta Łodzi do spraw ulicy Piotrkowskiej. Zespół miał opracować katalog dopuszczalnych mebli miejskich i zasad urządzania przestrzeni. Takie rozwiązanie z pewnością ułatwia pracę urzędnikom, umożliwiając powołanie się w przypadku jakichkolwiek zamówień czy prac na stosowny dokument, który można wręcz wpisać do SIWZ. Niewątpliwie większym wyzwaniem będzie jednak przeprowadzenie uzgodnień z innymi użytkownikami przestrzeni publicznej - dysponentami wszelkiej maści skrzynek technicznych, wiat, budek. Być może będzie to wdzięczne pole do popisu dla projektantów - kto wie, czy najprostszą drogą nie okaże się ta, którą miasto poszło w sprawie słupków, opracowując własny wzór który można zainteresowanym udostępnić, tak by nie okazało się z czasem, że wybrany model znikł z katalogu. Na razie, pozostaje czekać i cieszyć się, że problem wreszcie został dostrzeżony.