Trwają konsultacje społeczne dotyczące przebiegu budżetu partycypacyjnego na 2015 rok w 18 warszawskich dzielnicach. W poniedziałek wybrałem się na takie spotkanie na Żoliborzu. Trzeba przyznać, że informację o terminie i miejscu spotkania były mówiąc delikatnie skromne. Dlatego frekwencja na nim ( było łącznie z prelegentami 25 osób, w przytłaczającej większości urzędnicy i członkowie zespołu partypacyjnego) niekoniecznie musi świadczyć o faktycznym zainteresowaniu mieszkańców. Mimo wszystko spotkanie było ciekawe. Zebrani zastanawiali się nad tym czy wnioski z pomysłami na zagospodarowaniem tej kwoty mogą podpisywać mieszkańcy naszej dzielnicy czy wszyscy mieszkańcy Warszawy. Największą dyskusję wzbudziła kwestia dotycząca tego, czy wnioski mogą dotyczyć tylko nieruchomości będących własnością miasta czy również własności spółdzielczej i skarbu państwa. W tej kwestii zdania były podzielone i nie ma w niej jednoznacznego stanowiska. Wiadomo, że kwota, która będzie wydatkowana na realizację wniosków wyniesie 685 tys. zł.. Chciałem zapytać burmistrza Buglę, skąd zostaną wygospodarowane te środki. Niestety burmistrz był przed naszym spotkaniem, a potem jakoś zniknął. Pani radna Anna Nalberczak podniosła problem wzoru formularza wniosku, który opracował żoliborski zespół. Okazuje się, że urzędnicy miejscy, którzy opracowali własny wniosek nawet nie odnieśli się do tego, który opracowano na Żoliborzu(dużym nakładem pracy i zaangażowania). Widać wyraźnie, że deklarowana spontaniczność i obywatelskość tego przedsięwzięcia, kłóci się z centralizacją i biurokracją urzędników miejskich. Dobrze widać to również po tym, jak zostało zorganizowane spotkanie. Profesjonalna firma, która miała nam wyjaśniać niuanse projektu niewiele wniosła oprócz potoku nowomowy urzędniczej. Swoją drogą zastanawiam się, dlaczego takiego spotkania nie mogli zorganizować nasi urzędnicy i mieszkańcy zgromadzeni w specjalnie do tego powołanym zespole?