Służba zdrowia w Polsce to rzecz zapomniana. Nikt już nawet specjalnie nie snuje wielkich wizji naprawy. Jedynie czasem opozycja, jak już brakuje argumentów przeciw obecnie rządzącym, rzuca jakiś pomysł na dofinansowanie onkologii, bo wiadomo, że rak ludność trzebi i wszyscy są nadwrażliwi na jego punkcie. [middle1] W moim zawodzie za to raj i to jaki! Powstają nowe firmy pogrzebowe, które prześcigają się w nazewnictwie mającym skłonić rodzinę zmarłego do skorzystania z ich usług. Osobiście sam skorzystałbym z grabarskiej ekipy o nazwie Liga Gentlemanów, która ogłasza się na płocie parafii Św. Zygmunta znajdującej się u naszych są siadów. Bo jak odchodzić to z klasą oczywiście. Ale, mimo koniunktury w biznesie, jestem raczej za tym, by żyć jak najdłużej, bo ja i tak swoje w końcu zarobię, a ludzi kocham pasjami, mogę rzec nawet, do grobowej deski. Więc króciutko o żoliborskiej służbie zdrowia. Naprzeciwko Urzędu Dzielnicy znajduje się, zakontraktowana w NFZ, przychodnia ALVIT. Przyjmują tam lekarze specjaliści, do których wybitnie trudno się dostać lub w ogóle ich brak w okolicy. Co prawda terminy wizyt są też roczne na przykład, lecz ludność, której nie stać na prywatne pakiety, cierpliwie czeka rok do kardiologa czy endokrynologa. Czasem, w trakcie tego roku oczekiwania, trafi się takiemu pacjentowi po drodze ostry dyżur, na którym odratują go lub nie. Zawsze to jakaś atrakcja, która przerwie nudę oczekiwania na wizytę u specjalisty. Ale nie to jeszcze jest najgorsze. ALVIT mieści się w potwornie ciasnych pomieszczeniach, kompletnie nie nadających się na placówkę medyczną. Chorzy ludzie są ściśnięci w miniaturowej poczekalni, a gdy przychodzą na badania, stoją na zewnątrz czas długi, a niekiedy ci słabsi idą usiąść na ławce najbliższego przystanku autobusowego, bo już nie są w stanie stać dalej! Pani Krystyna lat 83, z którą pozostaje w zażyłej przyjaźni, płakała, gdy opowiadała mi ile godzin spędziła pod przychodnią a potem na ławce na przystanku, by doczekać się na swoją kolejkę. W swojej historii naród ten przeżył wiele piekieł i udowodnił, że jest wytrwały i w bojach zaprawiony. I naprawdę nie dziwi to, że pacjenci tamtejszej placówki znoszą kompletne lekceważenie tego, że są chorzy, często starzy i w bardzo złym stanie fizycznym. Wyraźnie daje się zauważyć, że utrzymywanie takich warunków w publicznej służbie zdrowia utrwala bardzo złe standardy stosunku do pacjenta – klienta tychże placówek, zarówno wśród lekarzy, pielęgniarek czy nawet recepcjonistek. Ponieważ miało być krótko, wiec zakończę swoim ulubionym zawołaniem – Niech żywi nie tracą nadziei! - choć samemu mi o tę nadzieję teraz jakoś trudno... Grabarz